Tak, to musiało się kiedyś tak skończyć. Nasze ostatnie spotkanie
przyprawiło mnie o zawrót głowy. I to nie tylko z powodu wielokrotnie
zakręconego misiaka, który zaaplikował mi Apolinary, ale przede
wszystkim na skutek ogromnej dawki pozytywnej energii. Nieustannie
cieszy mnie twórcza atmosfera w klubie i nasze motywowanie się do
wspólnych działań. Myślę, że to właśnie ta atmosfera skłoniła Olę, aby
zaproponować nam zorganizowanie wspólnej majówki, a Patryka do przejęcia
w schedzie zespołu języka angielskiego dla początkujących. Przypomnę, że
wcześniej Jadwiga zaoferowała się do prowadzenia grupy angielskiego dla
średnio zaawansowanych. Dziękuję, jesteście wspaniali.
Myślę, że na co dzień nie uświadamiamy sobie w pełni, ile klub nam daje.
Jak to wszystko sprytnie (albo po staropolsku: smartnie) opracował
Tadeusz, że każdy punkt spotkania ma określony cel i po kilku,
kilkunastu spotkaniach pewne rzeczy przychodzą do nas same. Zwykle nie
myślimy o tym, ale pewnego wieczoru wstaje taki Marcin i zaczyna
opowiadać w sukcesie na co dzień, jak spotkania klubowe zmieniły jego
postrzeganie samego siebie. I nagle z otwartymi ze zdziwienia ustami
stwierdzasz: do diabła to naprawdę działa na Marcina, Włodka, na mnie.
Czy zauważyliście, jak powoli wydłużają się wypowiedzi Włodka? Dziękuję
mu tutaj za ogromną pomoc przed spotkaniem, pomagał Zbyszkowi i mnie.
Dziękuję wszystkim klubowiczom za pełne słońca spotkanie, bo za oknem
deszcz padał i padał. A najjaśniejszymi gwiazdami tego spotkania dla
mnie osobiście byli: nasz gość Apolinary, i nasz Kierownik:-) Zbyszek.
Mariola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz